środa, 29 czerwca 2011

Okoliczności i klimat mojej pierwszej imprezy

Imprezowiczem stałem się w wieku 17 lat. Wtedy to właśnie, mój starszy brat, wówczas student trzeciego roku kulturoznawstwa w Krakowie, zaprosił mnie na "studencką imprezę". Byłem nieziemsko podekscytowany samym faktem, że będę na imprezie, na której nie będzie moich rówieśników. "Poczułem się jak ktoś zupełnie wyjątkowy... Dziś sam jestem studentem..." ale, ale wróćmy do tamtego dnia.
To był czas Juwenaliów w Krakowie. Bardzo chciałem znaleźć się na tej imprezie, zachęcany opowieściami brata na temat tego, jak to genialnie się bawił rok wcześniej, jak świetna jest atmosfera braci studenckiej, jakie "wystrzałowe" są imprezy w akademikach i koncerty plenerowe Juwenaliów. W końcu udało mi się go przekonać żebym mógł przyjechać w dniu, kiedy koncert grał Kult. Byłem gówniarzem i niewiele rozumiałem z tekstów Kazika, ale już wiedziałem, że chce ich posłuchać na żywo.
Teraz, kiedy myślę o takiej imprezowej alternatywie, nie wydaje mi się to niczym nadzwyczajnie oryginalnym, ale dobrze pamiętam siebie, tego podekscytowanego siedemnastolatka. Ach! Odliczałem dni!
Na początku oczywiście czułem się, jak przedszkolak w liceum. Znajomi mojego brata rozmawiali o łacinie, poglądach filozoficznych, języku staro-cerkiewno-słowiańskim... na szczęście z upływem alkoholu trochę spuścili z tonu. Był koncert, była masa ludzi, wszyscy się znali. Nie znałem tego klimatu, ale czułem że jest dobry. Kiedy późną nocą, już po koncercie wszyscy położyliśmy się na kocykach na trawie i patrzyliśmy w niebo. Jeszcze nie wiedziałem co chce studiować, ale wiedziałam, że chce życia studenckiego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz