czwartek, 30 czerwca 2011

Przystanek Woodstock!

Tak, tak, zawsze chciałem pojechać na Woodstock. Oczywiście przede wszystkim ze względu na muzykę, atmosferę i fakt, że rodzice nie pozwalają. Kiedy więc wyrwałem się spod skrzydeł rodziców i przeprowadziłem na studia, mogłem jeździć gdzie tylko chciałem. Chęć uczestnictwa w Przystanku pozostała, znalazło się kilku znajomych, którzy też chcieli pojechać, więc ruszyliśmy pociągiem do Kostrzyna.
Zabraliśmy namioty, produkty żywnościowe w puszkach, dużo zupek chińskich i inne niezbędne rzeczy. Trasę z przesiadkami (postanowiliśmy jechać osobówkami – taniej) wyznaczyło nasze PKP. O dziwo nie było problemów z opóźnieniami, więc podróż obyła się bez komplikacji. Ku naszemu zaskoczeniu, już w początkowych odcinkach trasy trafialiśmy na ludzi, którzy też jechali na Woodstock. Momentalnie wyczuwało się nić porozumienia i świadomość wspólnego celu, podobnego nastawiania. I tak, podróż, mimo że dziesięciogodzinna, upłynęła nam w miarę szybko i przyjemnie. Jedynym minusem była duchota w pociągu, ale nie narzekaliśmy, bo każdy z nas modlił się o piękna pogodę, gdy już przyjdzie nam spać pod namiotami.
Już na dworu w Kostrzynie, czekali na nas ludzi w organizacji Przystanku, którzy zaprowadzili nas na pole namiotowe. Byliśmy mile zaskoczeni, że ktoś o tym pomyślał. Na miejscu znaleźliśmy miejsce, na którym rozbiliśmy się na trzy dni Woodostocku.
Dwie sceny, mała i duża, cały czas niosły muzykę po polach namiotowych, pogoda dopisywała, ludzie z całej Polski, a także z zagranicy, dobre rockowe zespoły, wioska artystyczna, wioska Hare Kryszna, różnego typu warsztaty, naprawdę – działo się!
Już zawsze będę mocno polemizował z tymi, dla których Wood to jedynie, kurz, brud, kradzieże i narkotyki. Co prawda brud i kurz jest, ale dzięki wozom strażackim, także te elementy wykorzystywane są do dobrej zabawy. Kąpiele błotne to już woodstockowa tradycja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz